Większość fotografów amatorów używa aparatów w smartfonach. Czy dla takich użytkowników, którzy będą chcieli przesiąść się na pierwszego bezlusterkowca, dobrym rozwiązaniem będzie Canon EOS R50? Tego dowiesz się z mojego testu.

W 1979 r. grupa Buggles wydała singiel Video Kills The Radio Star, do którego teledysk był zresztą pierwszym klipem, jaki został wyemitowany w 1981 r. przez MTV. Od tego czasu minęło 45 lat i okazało się, że zarówno stacje telewizyjne, jak i radio mają się dobrze. Wspominam o tym dlatego, że wiele osób wieszczy śmierć aparatów fotograficznych, które mają zastąpić smartfony. Co prawda z rynku niemal zupełnie zniknęły aparaty kompaktowe typu point ans shoot, czyli te najprostsze, ale pogłoski o śmierci aparatów fotograficznych, są, moim zdaniem, mocno przesadzone.

Fotografia mobilna jest bardzo popularna. Dobrze widać to np. na nadmorskich plażach, gdzie większość osób fotografuje i nagrywa zachody słońca właśnie smartfonami. Co w takim razie mają zrobić ci amatorzy fotografii, którzy chcieliby, żeby to, jak będzie wyglądało zrobione przez nich zdjęcia, nie zależało od algorytmów w aparacie, a od tego, jak zostanie ustawiona przez nich ekspozycja, którym nie wystarcza już aparat fotograficzny w smartfonie? Mogą kupić bezlusterkowca. Takiego jak Canon EOS R50.

Canon EOS R50 – pierwsze wrażenia

Pierwsze wrażenie po wyjęciu aparatu z pudełka? Jaki on jest mały. Canon EOS R50 to jeden z mniejszych aparatów bezlusterkowych, jakie miałem dotąd w rękach. Nie powinno to dziwić. Korpus aparatu mierzy zaledwie 116,3 x 85,5 x 68,8 mm (szerokość / wysokość / długość), a jego waga (z akumulatorem i akumulatorem) to 375 g.

Równie kompaktowe są obiektywy, które dostałem razem z korpusem:

  • Canon RF-S 18-45 mm F4.5-6.3 IS STM
  • i Canon RF-S 55-210 mm F5-7.1 IS STM.

Krótszy z nich waży zaledwie 130 g, a dłuższy – 270 g.

Korpus Canona EOS R50 jest naprawdę niewielki. To akurat duża zaleta tego aparatu: łatwo będzie go zmieścić w plecaku czy w torbie, a podczas wyjazdu, użytkownik nie odczuje jego wagi. Na plus trzeba mu zapisać to, że jest wyposażony w dość dobrze wyprofilowany uchwyt (a o tym, że dobry chwyt to podstawa, nie muszę chyba nikogo przekonywać).

Niewielki korpus oznacza małą liczbę przycisków. Jednak z drugiej strony, początkujący użytkownicy mogliby pogubić się, gdyby przycisków było zbyt wiele. Canon EOS R50, podobnie jak inne aparaty entry level, jest wyposażony tylko w jedno pokrętło do ustawiania parametrów ekspozycji. Jeżeli użytkownik aparatu będzie korzystał z któregoś z trybów półautomatycznych (preselekcji przysłony czy preselekcji czasu naświetlania), to bez problemów ustawi przy jego pomocy odpowiedni czas naświetlania czy przysłonę. Fotografowanie w trybie manualnym jest już trochę bardziej skomplikowane, ale można szybko przyzwyczaić się do kolejności działań:

  • ustawić przysłonę przy pomocy pokrętła na gripie,
  • nacisnąć w górę przycisk wielofunkcyjny na tylnej ściance aparatu,
  • użyć pokrętła na gripie do ustawienia czasu naświetlania.

Canon EOS R50 – fotografowanie

Akumulator naładowany, karta pamięci włożona do aparatu i – na wszelki wypadek – sformatowana. Pora więc na praktyczną część testu aparatu. Jak zawsze zacząłem od zdjęć nocnych, podczas których zarówno matryca, jak i obiektyw poddawane są ciężkim próbom. Po fotografowaniu nocą przyszła pora na coś łatwiejszego, czyli robienie zdjęć w pełnym słońcu.

Canon EOS R50

Canon EOS R50

Canon EOS R50

Zdjęcia nocą, czyli Warsaw by night

Nie wiem jaki odsetek użytkowników aparatu Canon EOS R50 będzie robiła zdjęcia w nocy, ale ja nucąc starą piosenkę grupy De Mono, Właśnie tak wygląda moje miasto nocą, spakowałem sprzęt do torby i wsiadłem w tramwaj, który zawiózł mnie na Most Gdański, gdzie zacząłem spacer po bulwarach nad Wisłą.

Nieco obawiałem się tego, jak aparat sprawdzi się w miejscu dość słabo oświetlonym, a co za tym idzie, wymuszającym stosowanie wysokich czułości (wiem, możecie powiedzieć, że mogłem wziąć statyw i robić zdjęcia z długimi czasami naświetlania. Mogłem, ale nie chciałem). Podczas spaceru robiłem zdjęcia z czułościami od 1 600 ISO do 10 000 ISO. I wiecie co? Aparat wyszedł z próby obronną ręką. Co więcej, nawet przy czułości 10 000 ISO, na zdjęciach nie było widać kolorowych szumów (i to nie tylko, kiedy oglądałem je na wyświetlaczu aparatu, ale też na monitorze komputera).

Brak kolorowych szumów na zdjęciach to jedno. Drugie to wysokiej jakości obraz w wizjerze elektronicznym, i to nawet po ustawieniu wysokiej czułości matrycy. Wspominam o tym dlatego, że nie zawsze jest to normą. Dla przykładu, w Sony Alfa 7 CII, aparacie kilkakrotnie droższym od Canona EOS R50, obraz w wizjerze był przy wysokim ISO dość mocno zaszumiony.

To jeszcze nie wszystko. Bardzo spodobało mi się umieszczenie przycisku ISO. Znajduje się on w górnej części gripa, tuż obok przycisku migawki i pokrętła służącego do ustawiania parametrów ekspozycji. Wygodne? Jeszcze jak. Zwłaszcza w aparacie, który co tu dużo mówić, nie jest wyposażony w zbyt dużą liczbę przycisków.

Tak więc egzamin ze zdjęć nocnych Canon EOS R50 zaliczył na ocenę bardzo dobrą.

Zdjęcia w dzień, czyli wiosna wybuchła mi prosto w twarz

Wiosna wybuchła mi prosto w twarz, te słowa z piosenki Ørganka najlepiej podsumowują część praktycznego testu aparatu, który miał miejsce w dzień. Przełom lutego i marca był wyjątkowo ciepły, a to spowodowało wcześniejszy niż zwykle wysyp krokusów. I to właśnie m.in. na te kwiaty polowałem.

Tak jak podczas zdjęć nocnych bardzo miło zaskoczył mnie wizjer elektroniczny, to teraz duże wrażenie zrobił na mnie ekran. Ale po kolei. Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę były dwa wycięcia (na kciuk i palec wskazujący), które bardzo ułatwiały otworzenie ekranu i obrócenie go do pozycji roboczej (zazwyczaj takie wycięcie jest tylko jedno). Druga rzecz to umocowanie tego ekranu na zawiasie umieszczonym na bocznej ściance aparatu. Ten sposób zamocowania ekranu umożliwiał bardzo wygodne kadrowanie z żabiej perspektywy.

To nie wszystko. Pozytywnie zaskoczyło mnie też bardzo ładne rozmycie tła w zdjęciach, które robiłem kwitnącym krokusom. Zaskoczenie było tym większe, bo fotografowałem z przysłoną f/6.3 (niestety, przy wyborze ogniskowej 45 mm jest to najmniejsza dostępna wartość przysłony).

Równie dobrze sprawdził się teleobiektyw. Na dłuższym końcu jego ogniskowa wynosiła 210 mm (odpowiednik 336 mm dla pełnej klatki). To, oraz wbudowana stabilizacja obrazu i kompaktowe rozmiary, były największymi plusami tego szkła. Minusy? Był tylko jeden: jasność. Ale na szczęście w pogodny dzień nie miało to aż tak dużego znaczenia.

Canon EOS R50 – sceny i filtry twórcze

Podczas testu fotografowałem co prawda tylko w trybie manualnym, ale można też skorzystać z gotowych rozwiązań: scen i filtrów twórczych.

Sceny

Fotografujący może wybrać jedną z 14 scen:

  • autoportret,
  • portret,
  • wygładzanie skóry,
  • zdjęcia grupowe,
  • krajobraz,
  • zdjęcia panoramiczne,
  • sport,
  • dzieci,
  • panoramowanie,
  • małe odległości,
  • żywność,
  • zdjęcia nocne z ręki,
  • kontrola podświetlenia HDR,
  • cicha migawka.

Filtry twórcze

Dostępnych jest też 10 filtrów twórczych:

  • ziarnisty film czarno-biały,
  • miękka ostrość,
  • efekt rybiego oka,
  • efekt akwareli,
  • efekt aparatu-zabawki,
  • efekt miniatury,
  • artystyczny standard HDR,
  • artystyczny żywy HDR,
  • artystyczny olejny HDR,
  • artystyczny uwypuklony HDR.

Dla początkującego użytkownika sceny i filtry twórcze mogą być naprawdę fajną zabawą.

Obiektywy kitowe wcale nie są do kitu

Wraz z aparatem dostałem dwa obiektywy. Popularnie określa się je mianem kitowych. Nie oznacza to jednak, że, mówiąc kolokwialnie, są do kitu, a że są oferowane w zestawie (ang. kit).

Takie obiektywy jak np. Canon RF-S 18-45 mm i Canon RF-S 55-210 mm nie są co prawda szkłami, na które uwagę zwrócą zaawansowani amatorzy, ale za to powinny (przynajmniej na początku) sprawdzić się w rękach początkującego użytkownika aparatu z wymienną optyką.

Dodam jeszcze, że podczas testu nie miałem problemów z ustawianiem ostrości.

Canon Camera Connect

Coraz więcej z nas dzieli się zrobionymi przez siebie zdjęciami ze znajomymi za pośrednictwem mediów społecznościowych. Kiedy robimy zdjęcia aparatem w smartfonie, to od zdjęcie możemy przekazać niemal od razu po jego zrobieniu. Czy w przypadku aparatu fotograficznego, takiego jak Canon EOS R50 także jest to możliwe? Oczywiście, że tak! Nie trzeba przy tym wyjmować karty pamięci z aparatu i wkładać jej do adaptera, podłączanego do smartfona. Wystarczy zainstalować aplikację Canon Camera Connect.

Canon Camera Connect
Canon Camera Connect

Za pośrednictwem tej aplikacji możesz nie tylko przekazywać na swojego smartfona zdjęcia zrobione aparatem, ale także wykorzystywać ją do zdalnego wyzwalania migawki. Kiedy chcecie zrobić zdjęcie grupowe wystarczy przymocować aparat do statywu (Canon EOS R50 jest na tyle lekki, że z powodzeniem można go zamocować na statywie stołowym, takim jak np. Manfrotto PIXI EVO, czy elastycznym statywie GorillaPod), na ekranie telefonu ustawić kadr i nacisnąć wirtualny spust migawki.

Canon EOS R50 – specyfikacja

Podstawowe parametry techniczne aparatu Canon EOS R50 są następujące:

  • Matryca – APS-C (ok. 22,3×14,9 mm) CMOS o rozdzielczości 24,2 megapikseli.
  • Procesor obrazu — DIGIC X.
  • Mocowanie obiektywu – Canon RF.
  • Autofocus — Dual Pixel CMOS AF II.
  • Tryby AF — One Shot, Servo AF.
  • AF ze śledzeniem — ludzie (oczy/twarz/głowa/ciało), zwierzęta (psy, koty i ptaki) lub pojazdy (samochody wyścigowe lub motocykle).
  • Korekta ekspozycji — +/- 3 EV z przyrostem co 1/3 lub 1/2 stopnia (możliwość połączenia z sekwencją naświetlania).
  • Czułość ISO — automatycznie od 100 do 32 000 (z przyrostem co 1/3 stopnia lub 1 stopień). Czułość ISO można rozszerzyć do wartości H: 51 200.
  • Migawka mechaniczna — od 30 sek. do 1/4 000 sek., tryb Bulb.
  • Migawka elektroniczna — od 30 sek. do 1/8 000 sek., tryb Bulb.
  • Wizjer — kolorowy EVF OLED o wielkości 0,39 cala i rozdzielczości 2,36 mln punktów.
  • Ekran LCD — dotykowy LCD TFT o przekątnej 2,95 cala i rozdzielczości 1,62 mln punktów.

Całą specyfikację aparatu można sprawdzić na stronie internetowej importera.

Canon EOS R50 – cena

Korpus aparatu kosztuje 3 699,99 zł. Można kupić też zestaw. Do wyboru są:

  • aparat z obiektywem RF-S 18-45 mm F4.5-6.3 IS STM (4 239,99 zł),
  • aparat z obiektywem RF-S 18-45 mm F4.5-6.3 IS STM, plecak, karta SD i zapasowy akumulator (4 379,99 zł),
  • zestaw dla twórcy, który składa się z aparatu z obiektywem RF-S 18-45 mm F4.5-6.3 IS, mikrofonu DM-E100, statywu stołowego Canon HG-100TBR z pilotem zdalnego sterowania Canon BR-E1 (4 459,99 zł),
  • aparat z obiektywami RF-S 18-45 mm F4.5-6.3 IS STM i RF-S 55-210 mm F5-7.1 IS STM (5 399,99 zł),
  • aparat z obiektywem RF-S 18-150 mm F3.5-6.3 IS STM (5 729,99 zł).

Czyli dla każdego coś dobrego.

Podsumowanie

Co prawda Canonem EOS R50 fotografowało mi się wspominam całkiem fajnie, ale nie jestem pewnien, czy zdecydowałbym się na ten aparat, gdybym dopiero rozpoczynał swoją przygodę z bardziej dojrzałą fotografią. Dlaczego? Przede wszystkim z uwagi na obiektywy. Wśród obiektywów z bagnetem RF nie znalazłem jasnego obiektywu w rozsądnej cenie (rozsądnej, czyli wynoszącej maksymalnie 2 500 zł). Najtańszy zmiennoogniskowy obiektyw z mocowaniem Canon RF kosztuje – uwaga – 6 549 zł, a przy tym nie jest zbyt jasny (F4). Alternatywą są obiektywy o stałej ogniskowej. Tu wybór ciekawych, a przy tym niezbyt drogich szkieł, jest większy.

Co więcej, nie są dostępne obiektywy z tym mocowaniem produkowane np. przez Sigmę czy Tamrona. Oznacza to, że fotoamator, który zdecyduje się na model EOS R50 i będzie chciał do niego dokupić lepsze szkła, nie będzie mógł korzystać z optyki innych producentów. Przynajmniej dopóki japoński producent nie pozwoli innym firmom korzystać z tego bagnetu (chyba że wybierze obiektywy bez autofocusa z ręcznie ustawianą przysłoną).